Opracował: Piotr Zygmunt Pietrzak Pod kierunkiem: ks. dra Antoniego Kloski WIWR - Koszalin Historia została opracowana na podstawie: Roczników Serafickich - Kronika Konwentu Ojców Bernardynów w Górce koło Łobżenicy - wersja polska - Tadeusz Piszczek, Owińska 1973 r., oraz Ks. Zachariasz Kruża: „Górka Klasztorna”, „Swastyka nad Górką Klasztorną”, „Górka Klasztorna - krótki zarys historyczny”. I.
Historyczne,
geograficzne i etniczne dzieje Górki do
czasów Bolesława Krzywoustego II.
Objawianie Matki
Bożej w Górce na Krajnie III. Kontynuacja Kultu Maryjnego na Krajnie i powstanie Sanktuarium Góreckiego IV. Sanktuarium Góreckie pod opieką OO. Bernardynów V.
Górka
na Krajnie w okresie pobernardyńskim I.
Historyczne, geograficzne i etniczne dzieje Górki do
czasów Bolesława
Krzywoustego Górka, a z nią Łobżenica leżały na prastarym trakcie bursztynowym, który biegł między innymi przez Nakło do Kołobrzegu. Górka usytuowana była na terenie, gdzie od zarania państwowości polskiej zaczęła ugruntowywać się wiara katolicka. W tych to okolicach osiedliła się rodzina Bossutów, która to przybyła razem z drużyną rycerską Dąbrówki z Czech do Polski. Jeden z członków tej rodziny był następcą po Arcybiskupie Radzimie, bracie św. Wojciecha w Gnieźnie. Okolica nie należała do bezpiecznych. Za pobliską granicą panowało jeszcze pogaństwo. Pomorscy kapłani boga słońca - Belbuka, w świętych gajach oddawali cześć temu bóstwu i nakłaniali swych ziomków do napadów na sąsiadów. Napady te ułatwiał i zachęcał do nich fakt wewnętrznych nieporozumień z młodym państwie Piastów. Rok 1079 zaowocował dwoma ważnymi wydarzeniami, których to skutki będą rzutowały na następne wieki. Było to męczeństwo św. Stanisława w Krakowie i objawienie się Matki Bożej w gaju góreckim na terenie Archidiecezji Gnieźnieńskiej. Krajem rządził Bolesław zwany Śmiałym. Szedł on początkowo śladami swego pradziada - Bolesława Chrobrego. Był nawet sprzymierzeńcem papieża św. Grzegorza VII w jego walce z cesarzem Niemiec - Henrykiem IV, z rąk którego otrzymał koronę królewską. Popełnił on jednak karygodny błąd, dopuścił się bowiem zbrodni ... na osobie biskupa krakowskiego Stanisława i jako pokutę za swój czyn wybrał wygnanie. Gall Anonim, 25 lat po tym wypadku tak pisał: ... nie powinien Pomazaniec mścić się na Pomazańcu... Królestwo Polskie mimo wstrząsów i walk dzielnicowych nie rozpadło się. Tym co integrowało i scalało fundamenty Królestwa, był Kościół z metropolitą w Gnieźnie, był kult nowo wyniesionego na ołtarz św. Stanisława Biskupa, a przede wszystkim kult Maryjny, który rozkwitł na Krajnie, a konkretnie w Górce. Górka leżała w samym centrum Krajny pośród gaju dębowego, którego nieliczne egzemplarze dotrwały do dziś jako niemi świadkowie tamtych dni. Dziś wiek tych prastarych dębów, których jest około czterdziestu, oblicza się na 600 do 900 lat. Podobne im wiekiem i urodą są jedynie znane wszystkim bo utrwalone pędzlem przez Leona Wyczółkowskiego - dęby rogalińskie. Najstarsze z tych żywych pomników przyrody mogą „pamiętać” jeszcze wizję pasterza sprzed 900 lat. Bolesław Krzywousty zaczął ewangelizować Pomorze, posyłając w okolice Szczecina duchownych pod przewodnictwem św. Ottona, zaś chrystianizację Pomorza Gdańskiego zlecił biskupstwom leżącym na południe od Noteci. II.
Objawianie Matki Bożej w Górce na Krajnie Kult Maryjny datuje się tutaj prawie na równi z początkiem państwowości Królestwa Polskiego. Najstarsze kroniki bernardyńskie podają datę objawienia się Matki Bożej pasterzowi pasącemu bydło - na rok 1079. W „Rocznikach Serafickich czyli Kronice Konwentu Ojców Bernardynów w Górce koło Łobżenicy” znajdujemy następujący opis tego wydarzenia: W roku 1079 po narodzeniu Chrystusa, Najjaśniejsza Maryja Panna raczyła się objawić nad studzienką obecnego cmentarza, nie w postaci wizerunku namalowanego czy rzeźbionego, ale w żywej postaci jaśniejącej niebieskim blaskiem, trzymając na łonie Boskie Dzieciątko. Studnia ta była wykopana przez pasterzy dla pojenia bydła. Objawienie to widział jeden z pasterzy, pilnujący swego bydła, który to przerażony tak wielkim blaskiem, upadł na ziemię. A skoro podniósł oczy i ujrzał niewysłowiony majestat i chwałę Matki Bożej, z jak najwyższą czcią oddał Jej pokłon pełen uwielbienia, z jak największą pobożnością na jaką mógł się zdobyć, starał się ją uczcić. To samo uczyniły nieme i nierozumne zwierzęta, klęcząc na ziemi i schylając swe karki dla uczczenia wielkiej Pani nieba i ziemi. Ponieważ dość długo trwało to święte widzenie, wspomniany pasterz pobiegł do najbliższej wsi zwanej Rataje, oddalonej zaledwie o jedną milę włoską i opowiedział przedziwne sprawy Boże. Stamtąd wielki tłum ludu przyszedł (i) zobaczył ciągle jeszcze klęczące bydlęta. I dalej kronikarz tak komentuje to zjawisko: Podajemy
to według opowiadania starych mieszczan Łobżenicy,
posuniętych w latach i wielu szlachty - świadectwo zaprzysiężone, z
dawien
dawna podawane następnym pokoleniom, o niezwykłych łaskach i cudach
Bogurodzicy, nie codziennie zsyłanych, lecz zaraz po niezwykłym
objawieniu
Najświętszej Dziewicy nad studzienką cmentarną. Dlatego zewsząd ogromny
tłum
tak z sąsiednich wiosek, miast i powiatów jak i z dalszych
okolic przybywał na
to święte miejsce. Wielkie rzesze ludzi zaczęły gromadzić się dla
uczczenia
Boga i Jego Najłaskawszej Matki w tym sanktuarium góreckim,
a zaczerpnąwszy
wody z tejże studzienki, liczni ślepi i inni kalecy z pomocą Bożą
odzyskawszy
zdrowie i siły, uleczeni wracali do swoich domów. Jest też w tej kronice aspekt wydarzeń historycznych jakie miały miejsce na tamtych ziemiach w ówczesnych czasach: Kiedy
później w Polsce grasowali nieprzyjaźni Prusacy, była wielka
trudność z oddawaniem czci Bogu i Matce Najświętszej na tym świętym
miejscu.
Dopiero wtedy nastał pokój dla Narodu Polskiego, gdy
Król Bolesław Krzywousty
wypędził wrogów z Polski i Krajny. Wtedy to Łobżeniccy,
panowie dziedziczni
tych dóbr, słysząc o cudach od dawna przez wstawiennictwo
Bogurodzicy
zdziałanych, wystawili w tym miejscu kościół drewniany,
dębowy, pod wezwaniem
Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, który długi czas stał
spokojnie. Warto zaznaczyć, że moment objawienia się Matki Bożej zbiega się z datą męczeńskiej śmierci świętego Stanisława Biskupa. Odtąd kult świętego Biskupa na południu kraju i Kult Maryjny w Diecezji Gnieźnieńskiej stały się dwoma nurtami jednoczącymi naród w jego pielgrzymce dziejowej. Dębowy kościółek pobudowany nad źródłem nazwano „studzienką”. Po cudowną wodę studzienną przybywali i nadal przybywają pątnicy do Gaju Góreckiego na wszystkie święta Maryjne, a szczególnie na uroczystość Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, świątynia bowiem nosiła to wyzwanie. Wierni używali, że Maryja nawiedziła swój lud, że w tym miejscu zwanym Górką, ustanowiła swój tron rozdawnictwa łaski i błogosławieństw. Rzesze pielgrzymów podążały do Górki nie zważając na żadne przeszkody. Mimo napaści Brandenburczyków, Krzyżaków, mimo niepokojów wzniecanych przez różne ruchy religijne z czasów doby Reformacji, pomimo wysiłków Prusaków usiłujących zgermanizować te tereny w czasie rozbiorów, ani rozszalały terror okupacji hitlerowskiej, ani ogłupiający wpływ systemu totalitarnego, nie zatrzymały płynącej wciąż rzeszy wiernych do swojej Matki po Jej łaski i błogosławieństwa. III.
Kontynuacja Kultu Maryjnego na Krajnie
i powstanie Sanktuarium Góreckiego Istnieje luka w czasie w kronikach dotyczących rozwoju Kultu Maryjnego w Górce. Jest to spowodowane najprawdopodobniej grabieżą dokonaną przez wycofujące się wojska szwedzkie około roku 1657. Kronikarz tak odnotowuje ten fakt: Król
szwedzki Gustaw pokonany w wojnie przez Polaka Czarnieckiego, z
20000 swego wojska uszedł do swojego królestwa; po drodze w
naszym gaju
rozłożywszy się obozem, klasztor ograbił z wielu rzeczy - pewnie i
archiwum
zabrał - dlatego nie ma tu żadnych dokumentów. Gdyby Sądy
Grodzkie lub inne
księgi odmówiły nam swoich rejestrów, klasztor
byłby zupełnie bez archiwów. Kronika, która powstała w klasztorze wschowskim dla archiwum prowincji w latach 1790-1792 („Archivum Conventus Gorcensis...”), podaje rok 1111 jako datę wzniesienia w miejscu objawienia Maryi w Górce, dębowego kościoła pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Wcześniej nie było na tym miejscu żadnego kościoła. Potwierdzać może tę hipotezę brzmienie jednej ze strof poematu Lili Gasztelan pt. „Piastowski dąb”, opartego na ludowych przekazach. Brzmi ona: ...
W przecudnym gaju
rosło tchnienie wiary. W okolicach tych grasowali Prusowie i Pomorzanie i nie było można myśleć o budowie kościoła. Dopiero około roku 1111, po zwycięstwie Bolesława Krzywoustego nad Pomorcami, nastała w tym rejonie pewna stabilizacja polityczna. W tym to więc czasie wzniesiono wspomniany kościółek drewniany, nazywając go „studzienką”, bo był w miejscu, gdzie wypływał zdrój słynącej cudami wody. Braki dotyczące danych o Sanktuarium w Górce sięgają okresu około 480 lat. Dalsze dzieje, z mroków niewiedzy, wyłaniają się dopiero w XVI wieku. W tym czasie do Polski dotarła fala ruchów protestanckich i właśnie Pomorze jak i pobliska Wielkopolska zdobyły sobie dość liczne grono zwolenników, gdyż tereny te zamieszkałe były w znacznej mierze przez element niemiecki i wpływom protestanckim uległa też część szlachty polskiej. Dziedzicem dóbr łobżenickich został nowy właściciel Krotowski, który będąc zagorzałym kalwinem prześladował i tępił wszelkie przejawy tego, co z katolicyzmem było związane. Rodzina Krotowskich prześladowała katolików, wypędzili duchownych katolickich, zaś świątynie katolickie przemienili na zbory kalwińskie. Z tego to właśnie powodu oryginalne dokumenty erekcji pierwszego kościoła w Górce i świadectwa cudów Najświętszej Dziewicy na początku zdziałane zostały stracone. (fragment z „Roczników Serafickich”). Ten stan rzeczy trwał 133 lata. Jedynie lud wiejski, który wytrwał wiernie przy religii katolickiej, nadal odwiedzał Sanktuarium Maryjne w Górce, zwłaszcza na uroczystość Zielonych Świątek. To uporczywe trwanie w wierze swych ojców prostego ludu, doprowadziło do szału nienawiści ówczesnych właścicieli dóbr łobżenickich. Zrodził im się w głowie szatański iście pomysł, by zniszczyć miejsce Kultu maryjnego, gdyż sądzili, że gdy to uczynią, pamięć po tym miejscu i cudzie zaniknie. Tak tan fakt zapisany jest w „Rocznikach Serafickich”: ... Cokolwiek prawnie, lub raczej podle i okrutnie wydobyć potrafi mózg niewieści, (chodzi tu o Urszulę Ostrożankę, żonę Jana Krotowskiego, która po śmierci męża zarządzała dobrami łobżenickimi, a będąc kalwinką, fanatycznie nienawidziła katolików i tej religii.) to wszystko w swoim zaślepieniu skierowała przeciw katolikom, a szczególnie uwzięła się na Górkę. Widząc bowiem prawie niezliczony tłum zdążający do studzienki na tutejszym cmentarzu, kazała podpalić i zniweczyć kościółek drewniany, zbudowany przez dawniejszych dziedziców Łobżenicy... Zamiar ten początkowo nie doszedł do skutku, bowiem słudzy, którzy wykonywali ten niecny rozkaz ... przez dym i ogień zostali odrzuceni od kościoła i dymem tak gęstym objęci, że utracili wzrok... Urszula Ostrożanka, którą kronikarz nazywa „jędzą”, niepomna na to Boże ostrzeżenie, kazała wóz załadować słomą i smołą i sama osobiście dopilnowała wykonania rozkazu spalenia kościoła. Wielki ogień wzniesiony zbrodniczą ręką strawił kościółek doszczętnie wraz ze wszystkimi sprzętami. Czyn ten nie pozostał jednak bezkarnym. Tak kronikarz komentuje to zajście: ...
Jędza Ostrożanka poniosła karę Bożą, kiedy mocą
wyroku sądowego ukarana, dla uniknięcia kary, za swe zbrodnie, upadła z
urwiska
Błonie i wnet zakończyła życie podpalaczka świątyni Pańskiej. Wówczas serca katolików, widząc w tym zdarzeniu znak Boży, zaczęły okazywać tym większą miłość do Boga i Matki Najświętszej. Chociaż nie było już w Górce kościoła, to jednak ludzie nadal chodzili do studzienki, czerpali wodę i śpiewali pieśni chwalące Boga i Maryję. Jak wielka była nienawiść i zaślepienie dziedziców Górki, świadczyć może fakt iż Andrzej Krotowski, syn Urszuli Ostrożanki nakazuje studzienkę zarzucić kamieniami, zaś w stosunku do podwładnych katolików stosuje represje polegające na biciu, chcąc w ten sposób zmusić ich do odstąpienia od tradycyjnej pobożności. Jednakże okoliczny lud, pomimo szykan i prześladowań, z radością wracał do „cudownej studzienki”, którą to oczyszczono z kamienia. Ludzie pili wodę, przez co doznawali „... szczególnych łask bożych i chwalebnej Matki Niebieskiej”. Ten zwyczaj, płynący z pobożności okolicznego ludu, tak utwierdził się w sercach i umysłach ludzi, iż co roku przed świętem Zielonych Świąt, odnawiana była i jest dotąd studzienka, oczyszczana z wszelkiego brudu i nieporządku. W obronie znieważonego miejsca objawień wystąpił około roku 1595 Krzysztof Kościelecki, kasztelan inowrocławski, udzielając reprymendy wymienionemu Andrzejowi Krotowskiemu i grożąc, że ... jeżeli nie zaprzestanie dręczenia ludu katolickiego, to jestem w stanie gotów życie oddać i przelać krew dla powstrzymania jego złośliwości i gwałtownych wyczynów. Niech to sobie zapamięta! (fragmenty listu Krzysztofa Kościeleckiego do Andrzeja Krotowskiego). Nie ograniczył się on jedynie do listu, ale przybył do Górki wraz z rodziną i swoim nadwornym kapelanem, proboszczem z Głubczyna, aby w dzień Zielonych Świątek i potem w święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, gdy wierni licznie gromadzili się w miejscu objawień, odprawić nabożeństwo. Tak przyjeżdżał na trzy główne odpusty Maryjne, przywożąc ze sobą obraz Matki Boskiej (prawdopodobnie ten sam, który dzisiaj umieszczony jest przy studzience) i pod namiotem, przy udziale licznych pielgrzymów, nabożeństwa były odprawiane. Kult Maryjny na Krajnie obronił się dzięki wytrwałości wiernych i szczerej wierze okolicznych ludzi. Rzec by można, iż Maryja w tych działaniach ponownie nawiedziła i obroniła swój lud. IV.
Sanktuarium Góreckie pod opieką OO. Bernardynów Około roku 1635, po śmierci Doroty z Uchańskich Krotowskiej, dobra łobżenickie wziął w dzierżawę Zygmunt Raczyński, sędzia Nakielski. W jego sercu zrodziła się myśl pobudowania w Górce kościoła i klasztoru. W tej sprawie zaczął czynić starania i tak uzyskał zgodę właścicielki (Urszuli z Krotowskich Sieniawskiej) na wytyczenie placu, gdzie miał być pobudowany kościół i klasztor, następnie rozpoczął pertraktacje z ówczesnym Prowincjałem Wielkopolski o. Jerzym Godziszewskim (1635-1637), ponadto spowodował, że arcybiskup gnieźnieński, Prymas Jan Wężyk wyznaczył komisję, która miała się tą sprawą zająć. Kiedy w dniu 1 marca 1636 roku komisja przybyła na miejsce, zastała zbudowany już kościół, który to Zygmunt Raczyński wzniósł na miejscu dawnego, spalonego przez Kalwinów. Dekretem z dnia 23 maja 1636 roku wydanym w Łowiczu, Prymas Jan Wężyk wyraził zgodę na osiedlenie się oo. Bernardynów przy istniejącym już kościele. Uroczyste wprowadzenie oo. Bernardynów do Górki nastąpiło w uroczystość Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny dnia 2 lipca 1638 roku. Wybór Ojców Bernardynów był trafnym wyborem, gdyż był to zakon, który odznaczał się wyjątkową czcią dla Matki Bożej. Ojcowie Bernardyni nawiązali do tradycji już tutaj istniejącej. Zajmowali się przede wszystkim duszpasterstwem nadzwyczajnym, zaspokajając potrzeby duchowne wiernych, którzy jak zawsze licznie garnęli się do Sanktuarium Maryjnego w różnych porach roku. Cały lasek otaczający kościół i studzienkę, szczególnie podczas świąt i odpustów, wypełniał się wiernymi, którzy ściągali tu tak z bliska jak i z daleka. Ludzie przybywali tu po to, by podziękować Matce Bożej za otrzymane dary i łaski i prosić o nowe. Ze świecami zapalonymi w ręku, na kolanach przesuwali się dokoła ołtarza Matki Bożej. Brali udział w nabożeństwach, słuchali kazań, jednali się z Bogiem w sakramencie pokuty, łączyli z Chrystusem eucharystycznym w Komunii św. Kult Maryjny był tak wielki i z Maryją i w Maryi pokładano tak wielkie nadzieje, że przyprowadzano tu nawet chore zwierzęta domowe, by za przyczyną Matki Najświętszej odzyskały zdrowie, albo też zwierzęta zdrowe, by zabezpieczyć je przed chorobą. Nie tylko prosty lud wiejski przybywał do Maryi, ale również okoliczna szlachta. Przedmiotem szczególnego kultu wiernych w Górce był i jest po dziś dzień obraz Matki Bożej umieszczony w wielkim ołtarzu. Obraz ten ofiarowała, finansując jego wykonanie, Barbara Wydzierska (ok. 1654 r.). Obraz ten przedstawia Niepokalaną z Dzieciątkiem na ręce i księżycem u stóp. Obwieszony licznymi wotami (pierścionki, naszyjniki i inne kosztowne ozdoby), świadczyły wymownie o otrzymywanych łaskach. W 1672 roku do Sanktuarium Góreckiego przybyła na uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, księżna Gryzelda z Zamoyskich Wiśniowiecka, małżonka sławnego Jeremiego, a zarazem matka króla Michała Korybuta, polecając Matce Najświętszej swoją rodzinę i „nieszczęsną Ojczyznę, nawiedzoną w tym czasie przez najazd turecki”. Jak podają zapiski w „Rocznikach Serafickich”, ostatnie dwie mile drogi księżna odbyła pieszo. Złożyła też cenne wotum w postaci 10 łokci tabinu (na szaty liturgiczne). W XVIII wieku wzrasta jeszcze więcej pobożność wiernych w okolicach Górki. Jest to tez okres wielkich cudów zdziałanych za przyczyną Matki Boskiej Góreckiej. Niestety „Księga łask i cudów” (Liber gratiarum) zaginęła. W czasach tych częstymi przypadkami są przejścia z protestantyzmu na wiarę katolicką, a nawet przyjęcia chrztu świętego przez Żydów. Zapis z 1718 roku mówi o nawróceniu Żyda w Górce, który później dwóch swoich synów wychował na kapłanów. Wiek XVIII to także okres ukończenia budowy kościoła klasztornego i wystroju wnętrza ze wspaniałymi barokowymi ołtarzami. Rok 1710 jest rokiem szalejącej w tych stronach epidemii cholery. W pobliskiej Łobżenicy zmarło wówczas aż 1500 ludzi, w Górce nie umarł nikt. Ten fakt przypisywano szczególnej opiece Matki Bożej. W podzięce za tę łaskę ojciec gwardian zarządził, aby ojcowie i bracia codziennie śpiewali „Pod Twoją obronę” przed odsłoniętym obrazem i przy zapalonych świecach. Zwyczaj ten dotrwał do dnia dzisiejszego z tym, że przeniesiono go na procesję, która od kaplicy zwanej „studzienką” wracała do kościoła. Na froncie studzienki, którą wybudowano w 1747 roku, umieszczono także słowa tej pieśni. Do Polski zbliżała się kolejna zawierucha dziejowa - rozbiory. Wojska rosyjskie, ścigając konfederatów Barskich docierały nawet do Górki. Józef
Radliński, ówczesny właściciel Łobżenicy a także
przywódca
Konfederatów Barskich na okręg nakielski, ofiarował wotum
dziękczynne w postaci
srebrnej „wiecznej lampki” w podziękowaniu za
ocalenie życia trzech córek, do
mieszkania których wpadł granat i mimo wybuchu, nie zabił
żadnej. W 1829 roku
rząd pruski dokonuje kasaty zakonu. Ostatni Bernardyn zmarł w
Górce dnia 1
lutego 1847 roku. Był on świadkiem rozbioru 2/3 klasztoru, dokonanej z
rozkazu
władz pruskich w 1841 roku. V.
Górka na Krajnie w okresie pobernardyńskim Pomimo, iż naród polski tkwił w okowach niewoli, że zaborcy prócz ziemi, języka, kultury próbowali zabrać nawet wiarę, Matka Boża czuwała nad swymi dziećmi i jak tylko mogła, spieszyła im z pomocą, śląc wciąż nowe swe „sługi”, którzy to mimo kasaty zakonu i rozbioru klasztoru w Jej Górce, nadal ochraniali i utrzymywali płomień Kultu Maryjnego na Krajnie. Kiedy to w Górce zabrakło ojców Bernardynów, przy intensywnie prowadzonej germanizacji tych ziem, wydawać by się mogło, iż Kult Maryjny zaniknie. Zaborca przeliczył się w swoich przewidywaniach sądząc, że jeżeli nie będzie kościoła, kapłanów, ten ostatni bastion polskości upadnie. Jakże srodze zawiedli się w swych prognozach. Kult Maryjny znów, tak jak to miało miejsce na przełomie XVI i XVII wieku obronił się, bowiem Kościół jest potęgą nie w murach budynków, lecz w cegłach serc gorąco wierzących i miłujących Boga i swą wiarę i tym buduje potężne, niezniszczalne Sanktuarium. Choć zabrakło zakonników w Górce, to jednak nie ustały odprawiane tam nabożeństwa. Tradycja miejsca, a zwłaszcza odpusty i formy modlitewne zostały zachowane i nadal pielęgnowane i kultywowane. Uroczyście obchodzono odpusty np. Dobrego Pasterza, Matki Bożej Szkaplerznej. Kościół klasztorny w Górce zszedł do roli filialnego kościoła Łobżenicy, niemniej jednak tzw. księża rezydenci, którzy czuwali nad powierzonym im ludem. Dzieło ochrony Kultu Maryjnego przejęli księża diecezjalni. Wybitną osobowością i przebojowością w tych tak trudnych czasach wykazał się ks. Julian Brenk, który to w latach 1855-1857 odnowił kościół i to, co jeszcze pozostało z klasztoru góreckiego. Niedługo jednak cieszyli się Polacy z tego co uczynili swej Pani. Oto bowiem w tajemniczych i niewyjaśnionych przez ówczesne władze okolicznościach, w nocy z 24 na 25 kwietnia 1907 roku wybuchł w kościele góreckim pożar. Zniszczenia były wielkie, spłonął bowiem ołtarz główny wraz z cudownym obrazem Matki Bożej; stopiły się organy, popękało sklepienie w prezbiterium, a pozostałe ołtarze również zostały nadpalone. Ocalały jedynie wota w archiwum i na bocznych ołtarzach, monstrancja gotycka z 1680 roku, która to przedstawiała w swej górnej części małą statuetkę Matki Boskiej Góreckiej w postaci stojącej z księżycem pod stopami. Jest to najstarszy, zachowany do dzisiejszych czasów wizerunek Madonny Góreckiej. Wierni, a zwłaszcza członkowie bractwa Dobrego Pasterza domyślali się jakie były przyczyny tegoż pożaru. Chodziły bowiem poprzednio słuchy, że Górka ma być zmieniona na zbór luterski. Kiedy po pożarze przesiewano popiół, chcąc odnaleźć szczątki kosztowności ze spalonych wotów, na nic takiego nie natrafiono. Najprawdopodobniej więc przed podpaleniem świątynia została ograbiona. Wierni Maryi Jej czciciele wraz ze swym pasterzem ks. Leonardem Raczkowskim, który odznaczał się nie tylko wielką czcią do Matki Bożej, ale także był gorliwym społecznikiem i ekonomistą (założył w Łobżenicy Bank Ludowy dla okolicznych rolników polskich, budził ducha narodowego, szczególnie wśród młodzieży) nie załamali się tym nieszczęściem. Jak mrówki, którym zniszczono gniazdo, tak ci ludzie z wielką gorliwością i zapałem zabrali się do natychmiastowej renowacji świątyni. Postawiono nowy ołtarz główny oraz cztery ołtarze boczne i ambonę. Wizerunek Maryi, który spłonął, nie został w całości odmalowany, jedynie odtworzono partie rąk, nóg i twarzy i nałożono nań srebrną sukienkę, która to ofiarowała rodzina Andrzejewskich z Łobżenicy. Stwarzało to wrażenie kompletnego obrazu. Tak więc Maryja jeszcze raz pokazała, że jest i będzie tutaj, gdzie w 1079 roku ukazała swe cudowne oblicze i objęła w swe matczyne władanie ludzkie serca i miejsca. Kolejny raz Niepokalana pokonała szatana. Ziemia ta, ludzie ją zamieszkujący i ich wiara - skarb pielęgnowany od wieków, a w szczególności Kult Maryi - znów przez historię wystawione zostały na ciężką próbę. Wybuchła bowiem I wojna światowa. Jednakże po tym ciężkim okresie, pełnym bólu i łez, nastał czas spokojnych dni. Zmartwychwstała ta, co ją pogrzebano - Polska odzyskała niepodległość. Zakony wracały do swoich dawnych siedzib, lecz Bernardyni do Górki nie wrócili. Ówczesny Kardynał Dalbor Prymas Polski, uzyskawszy w Rzymie zgodę władz zakonnych, przekazał Sanktuarium w Górce Księżom Misjonarzom Świętej Rodziny, którzy dopiero co przybyli do Polski z Holandii i od dnia 23 kwietnia 1923 roku można zacząć odliczać dni ich służby w Górce. Nowi opiekunowie i strażnicy Sanktuarium Maryi na Krajnie swe działanie rozpoczęli od uaktywnienia nabożeństw i odpustów Maryjnych. Kolejnym krokiem w ich działalności było otwarcie w Górce Małego Seminarium Duchownego, gdzie z dniem 16 października 1923 roku naukę rozpoczęło 30 alumnów. W tymże roku sprowadzono do Górki z Kazimierza Biskupiego drukarnię i wraz z nią wydawnictwo miesięcznika „Posłaniec Świętej Rodziny”. Drukowano tu wiele pozycji, które swą treścią ożywiały serca i ducha Polaków w kraju jak i poza jego granicami. Rok 1925 to kolejny etap w wielkim wybuchu miłości i wiary w służbie Maryi - przeniesiono do Górki nowicjat. Tak więc Górka jaśniała blaskiem chwały Pani Góreckiej, która to spowodowała, ze działało tu Wyższe i Niższe Seminarium Duchowne, nowicjat, wydawnictwo dział religijnych oraz aktywna ekipa rekolekcyjno - misyjna misjonarzy ludowych i zarząd Prowincji. Wszystkie te dzieła Maryi spowodowały, że jeszcze więcej pogłębiło się życie religijne tych ziem, a co więcej nastąpiło ożywienie i rozszerzenie Kultu Maryjnego. Z tego miejsca Maryja wysyłała swych posłańców - misjonarzy do Brazylii, Teksasu i Argentyny. Tak niestety bywa, że najszczęśliwsze dni pokrywa mrok nieszczęścia. Po raz kolejny ciężkie dni próby miały dosięgnąć to miejsce. Wybuchła II wojna światowa. Bardzo dokładnie ten czas opisuje ks. Zachariasz Kruża MSF w swej książce „Swastyka nad Górką Klasztorną” i tam odsyłam zainteresowanych. Opiszę jedynie skrótowo ten okres w dziejach Sanktuarium Góreckiego. W niecały miesiąc po napaści Niemiec hitlerowskich na nasz kraj - Górka została zamieniona na obóz koncentracyjny najpierw dla personelu klasztornego i okolicznych księży diecezjalnych, potem na obóz śmierci dla Żydów i okolicznej inteligencji polskiej, by po upadku Dunkierki, stać się jeszcze obozem dla jeńców angielskich. To miejsce było świadkiem tragedii i zbrodni. Jakby szatanowi nie dość było takiego skalania tego miejsca, to od jesieni 1943 roku do końca wojny, Górka była jeszcze obozem szkoleniowym dla hitlerowskich młodzieżowych hufców pracy. Ks. Zachariasz Kruża MSF tak to opisuje: ...
Młodzież ta dość rozwydrzona, z którą wychowawcy z trudem
dawali
sobie radę, wpadła do Kościoła i demolowała obrazy i figury świętych... Pomimo takiego rozpasania sług szatana i krzywd, które wyrządzili, Maryja była ze swoim ludem, a ci z Nią. Polacy, których okupant nie zdążył wywieźć do obozu wysiedleńczego Potulicach albo do Generalnej Guberni, przekradali się przez strzeżone mury, aby ze „Studzienki” zaczerpnąć „cudownej wody”, którą się wzajemnie dzielili jako Komunią. Przeprowadzono też dobrze zorganizowaną akcję przewiezienia obrazu Matki Bożej Góreckiej, monstrancji i innych pamiątek sakralnych do Muzeum Miejskiego w Bydgoszczy, celem ukrycia tych skarbów, które to po wojnie ponownie powróciły na swoje dawne miejsce. Tak jak każde zło musi mieć swój kres, tak i teraz upadło to imperium szatana i jak na ironię, po zakończeniu wojny, zamieniono Górkę na przejściowy obóz dla jeńców hitlerowskich... Wielkanoc 1945 roku była już tą Wielkanocą, gdzie pierwsi Misjonarze Świętej Rodziny wrócili do Górki Klasztornej. Ponieważ tak kościół jak i klasztor ogołocone były ze sprzętów sakralnych i domowych, swą posługę rozpoczęli w Złotowie, by w krótkim czasie po zorganizowaniu niezbędnego sprzętu liturgicznego wrócić do Górki i tam nadal sprawować swą służbę. Początkowo msze święte odprawiane były tak jak przed wielkimi przy „Studzience”, a potem w uporządkowanym już kościele. Tak jak miało to miejsce w 1595 roku, tak i teraz musiano oczyszczać to miejsce z nieczystości i brudów, którymi próbowali zniweczyć je potomkowie wyznawców wiary protestanckiej. I tym razem dzieło oczyszczania powiodło się, bo z tymi, którzy tego dokonywali była Maryja. Zaczęto teraz myśleć o rekonstrukcji obrazu Madonny Góreckiej, gdyż wiedziano iż to co zrobił ks. Raczkowski - to jedynie prowizorium. Dzieła tego podjął się prof. Hoppen z Akademii Sztuk Pięknych w Toruniu. Odrzucił on pomysł naklejania strzępków obrazu (głów, rąk i nóg) na płótnie i domalowanie wizerunku Bogurodzicy, ponieważ strzępy te zaatakowane były już przez drobnoustroje, które nie dawały długiej gwarancji temu dziełu i zaproponował namalowanie nowego obrazu. Jego propozycja została zaakceptowana i tak namalował nowy obraz, który został odtworzony na podstawie starego modelu. Przekazał on obraz w ręce Prowincjała ze słowami: „Włożyłem weń całe moje serce i całą moją duszę”. Poświęcenie nowego obrazu zostało dokonane na uroczystość Zielonych Świątek w roku 1954 przez ks. Prowincjała i do dnia dzisiejszego wierni czciciele Maryi mogą cieszyć swe oczy Pięknem, które przedstawia. Maryja w swym Sanktuarium w Górce, a przede wszystkim w sercach wiernych nadal panowała nad tą krainą. Jednakże jakaż to królowa bez korony... tak zapewne w prostych a szczerych sercach myśleli Jej czciciele. Postanowiono dokonać koronacji Maryi, Królowej na Krajnie. Rzecznikiem tego przedsięwzięcia był ks. Biskup Jan Czerniak, a przede wszystkim sam Ordynariusz - Prymas Kardynał Stefan Wyszyński, który swym uczestnictwem na odpuście Zielonych Świąt w 1951 roku rozpoczął zwyczaj, że Arcypasterze Gnieźnieńscy celebrują główne nabożeństwo tego odpustu od tamtego roku aż przez poszczególne lata, po dzień dzisiejszy. Utworzono Komisję Maryjną, która obradowała w Gliwicach i na podstawie których to obrad i dokumentów ks. Prowincjał mgr Józef Piątyszek sporządził monografię o historii cudów i łask zdziałanych za przyczyną Matki Bożej Góreckiej. Wysłana ona została do Rzymu, gdzie na jej podstawie wydano dokument zezwalający na koronację obrazu Matki Boskiej Góreckiej koronami papieskimi. Koronacji tej dnia 6 czerwca 1965 roku dokonał osobiście Prymas Polski ks. Kardynał Stefan Wyszyński. W całym tym przedsięwzięciu widoczny jest znak miłości Boga. Tak bowiem jak Górka była pierwszym miejscem objawienia się Maryi w młodym Królestwie Polskim, tak i teraz ta koronacja miała być pierwszą koronacją obrazu Maryjnego na terenie Archidiecezji w ciągu tysiącletnich jej dziejów. Kolejny cud, kolejny znak nieprzerwanej obecności i panowania Maryi na Krajnie... Było to największe wydarzenie na Krajnie od momentu, gdy pasterz ujrzał na dębie postać Bogurodzicy przed dziewięcioma wiekami. Owoc tej duchowej uroczystości ujął Prymas Kardynał takimi słowami: Ufajmy, Coronata corda coronat (Ukoronowana koronuje serca). Królowa na Krajnie, Matka Boga i Matka nas wszystkich zdobywa wciąż nowe serca, które koronuje szczęściem doczesnym i wiecznym. Przed Jej obliczem stają wciąż niezliczone rzesze Jej dzieci, które ściągają tu z najdalszych stron naszego kraju i nie tylko, by oddać Jej chwałę i cześć, by dotknąć się tego miejsca, które Ona nawiedziła prawie 1000 lat temu i wciąż żywa i kochająca tu pozostaje. Słowa pieśni, specjalnej pieśni do Matki Boskiej Góreckiej komentują te fakty: ...
Tak w
Górce miejsce Maryja obrała |